Niektórzy
nasi goście tak polubili naszą poranna mamałygę, że po powrocie
do domu zaczęli ją sami gotować. Ich wszystkich serdecznie
pozdrawiam! Tak trzymać!
U nas
mistrzem kaszy porannej jest dziadek, dlatego poprosiłam go o to,
żeby wszystko opowiedział, co i jak robi.
- namoczyć je z garścią rodzynek w zimnej wodzie, ciuteńkę posolić dla wydobycia słodkich smaków
- zagotować i dodać kaszę jaglaną (też można ją wcześniej uprażyć, zwłaszcza, gdy jest zimno, ma wtedy jeszcze bardziej rozgrzewające działanie)
- gotować około 20 minut
- teraz dodać dowolne owoce, drobno lub grubo pokrojone (jabłka, gruszki, śliwki itd. to, co jest aktualnie dostępne). Po wrzuceniu owoców można zakończyć gotowanie po kilku minutach.
- dla wybrednych garstka siekanych orzechów lub migdałów doda smaczków i wartości odżywczych
Oto zeznanie
dziadka:
- taką procedurę przygotowania glutka porannego robimy wieczorem. Kto nie miał czasu – może na szybko zrobić to rano. Wtedy namaczanie pestek i rodzynek nie ma miejsca, bo wrzucamy je na wrzątek i dodajemy kaszę
- w sprawie rodzynek: kto nie może na stałe pozwolić sobie na rodzynki ekologiczne, musi zacząć od przepłukania namoczonych rodzynek, bo zbierają się w wodzie różne brudy i tłuste plamy z konserwantów
- przygotowaną wieczorem kaszkę odgrzewamy w takiej ilości, jaka jest potrzebna na śniadanko, pilnując, aby się nie przypaliła, bo lubi gęstnieć. Nie trzeba codziennie gotować kaszy od nowa, bo da się ją przechować w lodówce i przez np 2,3 kolejne dni tylko odgrzewać potrzebną porcję
jeśli pod koniec gotowania wydaje nam się, że kasza jest zbyt płynna, można ją zagęścić dodając płatki owsiane. Wtedy gotować całość nie dłużej niż minutę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz